Rezerwacja online

Małgorzata Ostrowska – rockowa dusza, która daje się uczesać, ale na swoich zasadach!

To jeden z najbardziej rozpoznawalnych kobiecych głosów polskiego rocka. Kojarzona jest z mocnym wizerunkiem i odważnymi fryzurami. Kiedy jednak zechce, daje ten wizerunek nieco ugładzić. Wszystko jednak na własnych warunkach i w zgodzie ze sobą. Jak dba o swoje włosy, czym farbowała je w PRL-u i czy zmiany w życiu miały wpływ na to, co ma na głowie? Rozmowa z Małgorzatą Ostrowską.

Miała Pani w życiu różne długości włosów, którą lubi Pani najbardziej?

To prawda, miałam bardzo różne długości włosów, ale chyba najlepiej czuję się w aktualnej (do ramion – przyp. red.). Na pewno najwygodniej jest w krótkich, z kolei długie dodają kobiecości. Ostatnio lubię nosić loczki. Podobają mi się, choć wcześniej ich nie nosiłam. Należy próbować nowego! Kto wie, czy nie wymyślę jeszcze czegoś innego.

Zmiany fryzur były czasami dość radykalne – był irokez, wygolone boki, ale były też długie włosy (jak na okładce albumu „Instynkt” albo „Przed świtem”). Czy związane jest to bardziej z wizerunkiem scenicznym, czy tak jak zwykło się mówić – ze zmianami
w życiu? Sprawdza się u Pani powiedzenie „co na głowie, to i w głowie”?

Sądzę, że zmiany fryzury były zgodne z tym, jaką miałam aktualnie potrzebę wizerunku, też wewnętrznie. Było to na pewno związane z moim stanem emocjonalnym. Miałam rzeczywiście radykalne zmiany na głowie. Lubię ekstremalne transformacje, żeby poczuć je całą sobą i żeby ktoś, kto je widzi, też odczuł to bezwzględnie! 

Nawiązując do wcześniejszego pytania – przy okazji rozwiązania sprawy z Lombardem zdecydowała się Pani zapuścić nieco włosy. Wówczas media sporo mówiły o zmianie Pani wizerunku. Było to uwalniające wydarzenie, jako dla artystki?

Nie, myślę, że to nie miało aż takiego znaczenia. Nie takie zmiany miałam na myśli, chodziło mi o zmiany czysto kobiece. Na pewno kiedy zaczynam jakiś nowy etap w życiu, nawet jeśli te granice są czytelne tylko dla mnie, to lubię zmiany wizerunku. Wtedy zmienia się wszystko, bawię się wszystkim, różnymi środkami wyrazu.

Mimo wszystko jest Pani od lat wierna blondowi. Pojawiały się kolorowe pasemka, ale to blond grał pierwsze skrzypce. Wyobraża sobie Pani siebie w innym kolorze? 

Jestem blondynką naturalną, oczywiście nie tak jasną jak w tej chwili. Od tak wielu lat farbuję
włosy, że nawet odrosty mają inny kolor. Natomiast w swoim życiu oprócz blondu miałam swego czasu
na bardzo długich włosach kolor rudy, taki wiewiórczy. Trwało to krótko, bo do rudego trzeba mieć idealny kolor cery, ale eksperyment zrobiłam. Gdy grałam w Chorzowie w musicalu „Pocałunek kobiety pająka”, miałam nakładane różne peruki i zdarzało mi się być czarnowłosą, mieć krótkie i długie włosy w różnych kolorach. Lubię eksperymenty z koloryzacją. Nie we wszystkich wyglądam dobrze, ale lubię próbować.

Świętowała Pani niedawno 40 lat na scenie. Który  image był Pani ulubionym albo dziś, z perspektywy czasu, jest dla Pani szczególny?

Nie mam ulubionego. Było ich bardzo dużo, ponieważ ciągle lubię zmiany. Gdyby był ulubiony, to bym wciąż do niego wracała. Mogę jednak wskazać wygodny, czyli krótkie włosy. Mogę też wskazać najmocniejszy, wyrazisty, czyli wizerunek z lat 80. Czarne skóry, ćwieki, włosy w najróżniejszych kolorach. Wtedy eksperymentowałam i przywoziłam z zagranicy farby czy żele koloryzujące, bo w Polsce ich nie było. Miałam też zielone, seledynowe włosy! Mało tego, zdarzyło mi się farbować je farbą akrylową do malowania obrazów. Włosy przeżyły i nie wypadły (śmiech). Kiedyś robiło się naturalne maski do włosów z oleju, jajka i cytryny. Nie mieliśmy dużego wyboru kosmetyków. W PRL-u każdy w domu miał szampon Familijny i tyle. Teraz wszystko jest już dostępne w sklepach czy u fryzjerów.

Praca artystki jest wymagająca dla jej włosów – częste zmiany fryzur, duże ilości kosmetyków
utrwalających poddają je sporej próbie. Jak na co dzień pielęgnuje Pani włosy, aby były w dobrej kondycji?

To jest pewien problem, rzeczywiście. To, że włosy w ogóle mi urosły, jest zasługą Piotra Sierpińskiego. Dobrał świetne kosmetyki do moich włosów. Takie, które mogę stosować w domu i w odpowiedni sposób pielęgnować włosy. Efektem sama jestem zaskoczona. Kosmetyki są w dużej mierze naturalne, wegańskie.  Jestem wegetarianką, więc mi to bardzo odpowiada. Rezultaty naprawdę mnie zaskakują, bo sama od wielu lat robię dla siebie kremy i mam świadomość, że w tym wieku i przy tym stanie skóry, cery,
włosów nie jest wystarczająca pielęgnacja naturalna. Seria, którą polecił mi Piotr, naprawdę się sprawdziła. Natomiast kiedy koncertujemy, to jest to bardzo trudne do utrzymania. Oczywiście, dbam o włosy i wiem, że na koniec dnia, podobnie jak makijaż, wszystkie kosmetyki utrwalające z włosów powinny być zmyte. Jednak zbyt częste mycie głowy też nie jest zdrowe, bo niepotrzebnie zmywamy sebum. Jak wiadomo, koncerty rządzą się swoimi prawami, także w kwestii stylizacji włosów. Na scenie jestem dynamiczna i utrzymanie nieskazitelnej fryzury jest niemożliwe.

To idealnie wpisuje się w Pani wizerunek. Włosy są wiatrem czesane i nawet na głowie Rock’n’Roll never dies! Ulubiona fryzura na koncert to…?

Lubię jak włosy fruwają sobie tak jak chcą, ale chciałabym, żeby nigdy nie opadały (śmiech). Nie ma
takiej możliwości, działa grawitacja, więc zawsze to się kończy tak samo. Całe lata „gimnastykowałam” swoje włosy i wymagałam od nich, żeby stały. I jakoś się udawało, ale na określony czas! 

Gdyby któryś z Pani utworów miał być fryzurą, to jak uczesane są melodie Małgorzaty Ostrowskiej? Okładki płyt prezentują dużą różnorodność.

Chyba tak, jak okresy w moim życiu, kiedy powstawały. Płyty faktycznie mają absolutne odzwierciedlenie we fryzurze. To, że w tej chwili mam takie włosy, rzeczywiście odnosi się do ostatniej płyty studyjnej, którą nagrałam i która nosi tytuł „Na świecie nie ma pustych miejsc”. Ona jest akustyczna i na jej okładce mam doczepioną grzywkę, co faktycznie zwiastuje „zmiękczenie” wizerunku. Obecnie też jest taki trend, że gra się dużo więcej koncertów akustycznych, a pandemia go uwypukliła. To wszystko łączy się z wizerunkiem, włosami średniodługimi, z loczkami, które chętnie sobie robię na koncerty. Lubię to, to wszystko mi pasuje, tu wszystko się zgadza, takie jest moje wnętrze. Natomiast to, że w tej chwili włosy są wyprostowane i bardziej wyraziste w wizerunku, zwiastuje, że „grzebię” w elektrycznych sprawach! 

O proszę! Czyli obserwujemy obecnie dwie strony Małgorzaty Ostrowskiej!

Ależ oczywiście! Rzekłabym nawet, że jestem wielostronna! Absolutnie nie jestem jednorodna i przyznaję się do tego – i jest mi z tym bardzo dobrze.

Czy to oznacza zapowiedź współpracy z jakimś DJ-em? O taką elektronikę chodzi?

Nie, nie! Aż tak daleko nie poszłam. To będą bardziej loopowe dźwięki. Mocniejsze brzmienie, ale nie bardzo mocne, bo to po prostu mi się znudziło.

Zastanawiałam się, odnośnie do wątku pandemii, czy ona w jakiś sposób „ugłaskała” rockową Małgorzatę Ostrowską, nie tylko w wizerunku, ale też twórczości?

Nie, całe życie marzyłam o nagraniu płyty akustycznej! Po prostu brakowało mi człowieka, który uwierzy w to, że Małgorzata Ostrowska może śpiewać delikatnie i akustycznie. Próbowałam już wiele lat temu ruszyć z projektem „Ostrowska akustycznie” i nie dało się tego zrobić, bo nikt tego nie chciał, nikt w to nie wierzył. Więc trzeba było w końcu powiedzieć: tak, robię to i już! Spotkałam Maćka Muraszko, poznaniaka, z którym zrobiłam wspaniałą płytę. Piękną i bardzo wrażliwą. Wrażliwy człowiek pomógł mi zrobić wrażliwą płytę i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

Jakiej muzyki słucha Pani prywatnie? Słuchacze mają zwykle przeświadczenie, że u artystów
w głośnikach gra to, co sami tworzą. Jednak ich wybory potrafią być zaskakujące.

Słucham bardzo różnorodnej muzyki. Wiele osób na pewno się zdziwi, bo słucham też współczesnej
muzyki. Mam swoje stare ulubione formacje. Uwielbiam zespół Muse, ale ostatnio słuchałam też Miley Cyrus. Nigdy w życiu bym nie powiedziała, że będę jej słuchała, a ostatnia płyta jest super! Myślę, że nie należy się ograniczać ani do jednego gatunku, ani do pewnego przedziału w muzyce. Należy po prostu być otwartym, bo w muzyce dużo się dzieje.

Lubi Pani dodatki do włosów albo nakrycia głowy? Kapelusze, czapki, fascynatory?

Filtry na Instagramie z nakryciami głowy to świetna zabawa! Na żywo lubiłabym takie dodatki, tylko nie najlepiej w nich wyglądam. Ale szukam i eksperymentuję. Na Męskim Graniu miałam np. wianuszek, jednak zakładam go wtedy, gdy jest konkretna piosenka. Natomiast w kapeluszach przy moim wzroście wyglądam prześmiesznie! Zdarza mi się je zakładać wyjątkowo latem, ale tylko po to, żeby chronić głowę i włosy przed ostrym słońcem.

W życiu kobiet są dwa okresy, kiedy włosy zaczynają się mocno zmieniać – przy macierzyństwie i zwykle po menopauzie. To temat, o którym niewielu mówi, a w dobie prezentowania idealnych wizerunków w social mediach wiele kobiet uważa, że problem nie dotyczy osób znanych, gwiazd. To przeświadczenie źle wpływa na psychikę kobiet. Spróbujmy odczarować ten mit, dojrzała mądrość artystki z pewnością w tym pomoże. Jak radziła sobie Pani w okresach, kiedy włosy nie do końca chciały się słuchać, były w słabszej kondycji?

Oczywiście, że nas to dotyczy! Nie pamiętam, żeby jakoś mocno zmieniły mi się włosy po ciąży. Jeśli chodzi o wiek podeszły (śmiech), to na pewno mam już całą siwą głowę, ale ja tego nie widzę, bo całe życie się farbuję. Proszę pamiętać, że nie tylko w takich momentach zmieniają się nasze włosy. Są okresy, kiedy chorujemy i nasze samopoczucie jest złe. To się natychmiast uwidacznia na włosach. Czasami włosy po prostu mi się wykruszały, łamały, nie wiedzieć czemu. Zdarzało mi się wtedy radykalnie je przycinać i trzeba było żyć dalej (śmiech). Bardzo ważne jest zdrowe odżywianie. Ono ma ogromny wpływ na włosy.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że lubi jeździć z otwartym dachem i czuć wiatr
we włosach. Wygląda na to, że Pani rockowa dusza zawsze głodna jest przygód! Jakie są Pani marzenia na najbliższy czas, czego Pani życzyć?

Żeby ten wiatr we włosach można było czuć! Żeby było normalnie, żeby można było wyjechać, ze wszystkimi bez problemu móc się przywitać. Jak wróci normalność, będziemy mogli dokończyć trasę koncertową na 40-lecie. Zaplanowaliśmy przepiękną serię występów m.in. w filharmoniach. Ludzie są stęsknieni i przepięknie przeżywali te koncerty, które mogły się odbyć. W Szczecinie przekładaliśmy występ 1,5 roku. Publika była cudowna! Wszyscy śpiewali dosłownie każdą piosenkę, coś niesamowitego! Miejmy nadzieję, że koncerty w 2022 roku się odbędą, choć te z początku roku musieliśmy przełożyć na późniejszy termin. Do życzeń na najbliższy czas dodajmy, żeby udało się
nagrać płytę – tę do prostych włosów (śmiech)!

Tego więc Pani życzę! I zdrowia! Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Gabriela Jelonek