
Uśmiechnięta pogodynka Dzień Dobry TVN skradła serca widzów. Zmienne prognozy to jej codzienność, ale na każdą z nich jest dobrze przygotowana. Na głowie lubi sprawdzone fryzury, choć z racji zawodu jej włosy często czesane są przez wiatr. Rozmowa z Dianą Kautz.
Dlaczego wybrałaś bycie prezenterką pogody? W środowisku dziennikarskim pogodynki i pogodyni
często nie są traktowani zbyt poważnie. Pokutuje przekonanie, że „newsowcy” to ci „prawdziwi” dziennikarze, co nie ma jednak odzwierciedlenia w popularności wśród widzów, którzy – według wszystkich badań poziomu sympatii – zdecydowanie uwielbiają prezenterów pogody.
Teoretycznie, dziś każdy może jednym kliknięciem w smartfonie sprawdzić prognozę na kilkanaście dni. A jednak wciąż oglądalność pogody jest jedną z najwyższych. Bardzo lubię długie rozmowy z synoptykami, którzy z ogromną pasją opowiadają, co dzieje się w pogodzie i z czego to wynika. Pogoda wpływa na wszystko, dotyczy każdego z nas. A ja odnajduję się w tematach, które są blisko ludzi i dla ludzi. Pogoda jest jednym z nich.
Skąd pomysł na pracę w mediach, w telewizji? Niektórzy mówią, że z tą smykałką człowiek się rodzi. Czy to zawód, który zawsze chciałaś wykonywać?
Zawsze dobrze czułam się na scenie. Odkąd pamiętam, szukałam możliwości, by na niej stanąć. Brałam udział w apelach, konkursach recytatorskich czy szkolnym talent show. Myślę, że te występy pomagały mi przezwyciężyć nieśmiałość. Bo wbrew pozorom, nie byłam dzieckiem, którego było wszędzie pełno. Stąd moje pojawienie się na wielkim ekranie było dla wielu zaskoczeniem. To jest właśnie ta smykałka, o której powiedziałaś. Na pewno się przydaje, ale myślę, że stanowi jakieś 10 procent sukcesu. Reszta to wszystko, co włożysz w swój rozwój; ile pracujesz, by osiągnąć swój cel. Bardzo też wierzę w to, że w życiu każdego człowieka pojawiają się szanse. Ten jeden moment, w którym albo wsiądziesz do pociągu, albo on odjedzie. Pytanie, czy zauważysz, że to szansa dla Ciebie – powiesz „tak”, dasz się poprowadzić i trochę temu pomożesz… Tak było w moim przypadku, choć w przypadki nie wierzę. Kiedy zupełnie spontanicznie pojawiła się propozycja udziału w castingu do lokalnej telewizji WTK, to, mimo iż nie miałam żadnego doświadczenia w pracy przed kamerą – pojawiłam się na nim. Tak zaczęła się długoletnia podróż tym „pociągiem”, którym jadę do dziś.
Przez długi czas byłaś prezenterką w lokalnej telewizji WTK. Jak trafiłaś do Dzień Dobry TVN?
Po pięciu latach pracy w WTK zamarzyłam o pracy w większej telewizji. Przyszedł dzień, w którym poczułam, że jeśli mam właśnie to robić w życiu, to muszę iść dalej. Takie pomysły rodzą się u mnie zawsze w momencie, kiedy jestem daleko od domu. W podróży na wszystko, co zostawiłam w Polsce, mogę spojrzeć z dystansu. Wychodzę też z założenia, że nic samo w życiu się nie wydarzy i trzeba przejmować kontrolę. Będąc w podróży poślubnej w Miami, postanowiłam opowiedzieć o bardzo dynamicznie zmieniającej się tam pogodzie i o huraganach, które czasem nawiedzają Stany. Nagrałam krótką zapowiedź i wyraziłam chęć udziału w castingu, jeśli by taki odbył się w przyszłości. Nagranie spodobało się producentce programu Dzień Dobry TVN, Ewie Baj, która zaprosiła mnie na próby kamerowe do Warszawy.


Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Każdy dzień w mojej pracy jest inny. I to lubię najbardziej. Za każdym razem jestem w innym miejscu i robię coś nowego. Jednego dnia uczę się jeździć konno, drugiego witam dzień nad Morskim Okiem. Poznaję ludzi z niesamowitymi zainteresowaniami. Wielu z nich debiutuje przed kamerą, stąd towarzyszy nam sporo emocji. Cieszę się, że w tym wyjątkowym momencie mogę ich wesprzeć – poradzić, jak odnaleźć się przed kamerą, jak zaakceptować i nieco oswoić stres. Gdy oni zaprezentują się od najlepszej strony, czuję, że odnieśliśmy wspólny sukces. Dużo satysfakcji daje mi też, gdy w naprawdę ściśle limitowanym czasie antenowym zdążę przekazać wszystkie ważne informacje, a do tego dać widzom odrobinę dobrej energii. Myślę, że to działa, bo gdy od czasu do czasu któryś z widzów zaczepi mnie na ulicy, dziękuje właśnie za ten pozytywny zastrzyk energii, za dodanie otuchy. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła wspierać wielu ludzi w różnych etapach ich życia, dodawać im motywacji i wiary w siebie.
Jak radzisz sobie z fryzurą podczas wejść na żywo? Występujesz w każdej pogodzie i w wymagających warunkach, często też ze zwierzętami, które potrafią być niesforne. Na dodatek pod presją czasu. Ale na wizji zawsze wyglądasz świetnie. Zdradź swój sekret!
Dziękuję! To duży komplement dla mnie, bo o włosy na planie dbam sama. W zależności od tego, jaki jest scenariusz, jakie są warunki i co ma się wydarzyć, tak je układam. To nie jest łatwe, bo zazwyczaj z ekipami pracujemy na zewnątrz i czasem trudno opanować włosy, ale nie spinam się na punkcie swojego wyglądu. Jeśli w trakcie programu mam zadanie zanurkować, to nie sprawdzam później w pośpiechu makijażu czy włosów. Staję przed kamerą i mówię do ludzi. Stawiam na autentyczność.
Jak pielęgnujesz swoje włosy, aby wytrzymywały częste stylizacje i liczne podróże?
Jestem świadoma, że częste suszenie, stylizowanie, lakierowanie nie służy moim włosom, dlatego jak mam wolny dzień, daję im odpocząć. Pamiętam też o tym, żeby pozbywać się na bieżąco chemii, którą nakładam na włosy. Co jakiś czas robię peeling głowy i nie oszczędzam na dobrych odżywkach.
Czy pielęgnacja włosów różni się u Ciebie w zależności od pory roku i pogody?
Tak, jest taki moment w roku, kiedy poświęcam im więcej uwagi. To jest przejście z miesięcy letnich na zimowe. Po lecie moje włosy są bardzo wysuszone od słońca i tracą blask. To czas, kiedy robię mocne cięcie, rozglądam się za maskami nawilżającymi i zaczynam suplementację.
Na swój ślub wybrałaś klasyczną fryzurę – rozpuszczone proste włosy, bez upięć. Skąd taki wybór?
Nie bez powodu wybrałam prostą fryzurę. Chciałam skupić uwagę na sukience, którą wybrałam na ten dzień. Sukienka zaprojektowana została z wielkimi rękawami i była cała obszyta małymi diamentami, więc tak podpowiedziała mi intuicja.
Co lubisz w swoich włosach najbardziej?
Często słyszę komplementy dotyczące koloru moich włosów, kobiety pytają mnie o nazwę i numer farby. Nigdy nie farbowałam swoich włosów i póki jeszcze nie widać na mojej głowie upływu czasu, to chyba nie odważę się nic zmienić. Stąd, jeśli pytasz, co lubię w swoich włosach, to jest to zdecydowanie ich naturalny kolor.
Wyobrażasz sobie siebie w innym kolorze włosów?
Podobno statystycznie co druga kobieta chociaż raz w życiu zostanie blondynką. Kusi mnie w przyszłości zmiana koloru. Jeśli miałabym go zmienić, to na jakiś ciepły odcień blondu. Ciekawa jestem, co na to Piotr!
Czy miałaś kiedyś radykalną zmianę fryzury?
To pytanie uświadamia mi, jak mało wprowadzam szaleństwa w swoim wyglądzie. Jedyne szaleństwo, jakie sobie zafundowałam na głowie, to grzywka, do której co jakiś czas wracam! Jednak jak tylko dłużej się zastanowię, to w moim przypadku jest to strach przed nieudaną metamorfozą i brak zaufania do fryzjerów. Nie mam dobrych doświadczeń. Przez lata trafiałam na ludzi bez polotu, inicjatywy i niestety głuchych na prośby. Wychodziłam z salonu z czyjąś wizją mnie, aż do dnia, kiedy poznałam Piotra Sierpińskiego. To zawodowiec: jest profesjonalny, ale przy tym ludzki. Mocno angażuje się w pracę, słucha i ma zawsze głowę pełną pomysłów. Widać, że fryzjerstwo to jego pasja.
Zawodowo czekają Cię duże zmiany. Co planujesz w najbliższej przyszłości?
Ten wywiad ukazuje się w momencie dużych zmian w moim życiu. Za dwa miesiące przeprowadzam się do Kalifornii. Razem z Maciejem, moim mężem, będziemy tam pracować nad wspólnymi projektami, ale też przy okazji chcemy zobaczyć, jak żyje się w zupełnie innej części świata. Wszystko nowe, nieznane. Wyjście ze strefy komfortu. Kiedy jesteśmy daleko od domu, wtedy poznajemy się najlepiej i to mnie w podróżach najbardziej ekscytuje. Spojrzenie na wszystko z innej, dalekiej perspektywy. Wychodzisz z codziennego biegu i zadajesz sobie więcej pytań. Otwierasz głowę na nowe pomysły. Nie mogę się doczekać!
Rozmawiała Gabriela Jelonek